poniedziałek, 26 listopada 2012

Pierniczki

Drugi przepis na pierniczki znalazłam w zeszłym roku. Zdziwiłam się wtedy, że do pierniczków dodawane są drożdże i dlatego postanowiłam spróbować je upiec. Pierniczki rzeczywiście pięknie rosną, a do tego są bardzo smaczne, dlatego bardzo je polecam :)

Pierniczki II

2 szklanki mąki pszennej tortowej
1 jajo
3/4 szklanki cukru pudru
czubata łyżka miodu (ja dodawałam trochę więcej ale trzeba uważać, żeby ciasto nie zrobiło się zbyt rzadkie)
1,5 łyżeczki przyprawy do pierników
1 łyżeczka sody oczyszczonej
2,5 dag drożdży
2,5 dag miękkiego masła

Najpierw mąkę trzeba wymieszać z cukrem pudrem - najlepiej w jakiejś misce. Następnie w jakimś rondelku podgrzewam miód razem z przyprawami i sodą, aż soda zacznie musować.Ciepły miód przelewam do mąki i dodaję pokruszone drożdże (nie trzeba robić rozczynu), potem jajko i masło. Wszystko wyrabiam bardzo dokładnie. Następnie wałkuję wszystko na ok. 4 mm, a w razie potrzeby podsypuję mąką. Wycinam ciasteczka pierniczkowymi foremkami i piekę ok. 15 min w 190°C



W zeszłym roku do tych pierniczków dodałam jeszcze drobno pokrojoną skórkę pomarańczową i wyszły cudowne w smaku i zapachu. Niestety w tym roku zapomniałam, ale pewnie jeszcze to nadrobię.





niedziela, 25 listopada 2012

Pierniczenia czas

Choć do Bożego Narodzenia jeszcze daleko, ja już zaczęłam przygotowania do świąt. Chcę w tym roku przygotować górę pierniczków dla moich dzieci, rodziny i na prezenty. Chciałabym też obsypać pierniczkami choinkę. Dlatego właśnie od pewnego czasu, piekę partiami słodkie drobiazgi.



Dziś właśnie lukrowałam pierwszą partię pierników i roboczo zapakowałam je do słoja.

Moje pierniczki piekę wg. wypróbowanego od lat przepisu, choć zmienionego na potrzeby naszych smaków.

Pierniczki

2 i 1 /4 szklanki mąki
1/4 szklanki miodu
5 łyżeczek miękkiego masła
1/2 szklanki cukru pudru
1 jajko
1 łyżeczka sody oczyszczonej
3 łyżeczki przyprawy do piernika (ja dodaję 1/3 łyżeczki imbiru, 1 łyżeczkę kakao, 1 łyżeczkę cynamonu i 1 łyżeczkę przyprawy do piernika lub grzańca. Polecam również świeży imbir zamiast mielonego).

Wszystkie składniki wysypuję na stolnicę i "zabieram" ze sobą, a następnie wyrabiam aż ciasto stanie się gładkie i elastyczne. Następnie wałkuję na grubość ok 2 - 3 mm i wycinam ciasteczka różnymi foremkami. Pierniczki piekę ok. 10 min w temperaturze 180°C. 

Pierniczki dekoruję lukrem królewskim robionym na "oko", ale jest to mniej więcej 200 g cukru pudru na jedno białko, które najpierw delikatnie ubijam i powoli dosypuję cukier.


Obiecałam też, że pokażę dziś jak wyrzeźbiłam  nóżki do stołu kuchennego. Znaczy jeszcze nie wiem czy to będzie stół czy barek i dlatego są tylko dwie nogi.







piątek, 23 listopada 2012

Witajcie. Nie było mnie jak ja to mówię rok i dwa miesiące. Niestety... Dopadła mnie bardzo zła rzeczywistość i nie miałam kompletnie serca do pisania. W sprawie miniaturek na razie cisza i chyba jeszcze jakiś czas nic nie zrobię. Po prostu nie mam teraz kompletnie nerwów do precyzyjnych prac. Jedynie w kwestiach przetworów i nalewek mogłabym się odrobinę zrehabilitować, ale o tej godzinie nie zrobię już zdjęć, więc zostawię to na weekend.

Pozdrawiam bardzo serdecznie :)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Filmik

Od dawna jestem obserwatorką blogu o nazwie MousesHouses . Dziś rano oglądnęłam sobie filmik, który jest zamieszczony na youtube i jestem pod głębokim wrażeniem. Serdecznie polecam.



Ogromnie pociąga mnie takie spojrzenie na miniaturki. Może kiedyś...

piątek, 3 sierpnia 2012

Zakupy

Cały czas myślę o mojej miniaturowej kuchni. Ciągle coś planuję, rozrysowuję albo szukam informacji jak coś wykonać. W najbliższym czasie mam zamiar skończyć szafeczki, oraz dorobić lodówkę, wyspę i może kredens... Zaczęłam więc rozglądać się za tym wszystkim, co tchnie realizm i życie w moją miniaturkę. Znalazłam na eBay kilka ciekawych przedmiotów, w tym maleńkie puszki. Długo się nad nimi zastanawiałam, bo jest to zwyczajna plastikowa sztancówa. Wygrał jednak realizm i kupiłam sobie taki zestawik.








Zestaw zawierał jeszcze jedną, większą butelkę oleju oraz butelkę sosu sojowego. Nie ma ich na zdjęciu, ponieważ nie pasują mi do skali. Schowałam i za jakiś czas, pewnie moja córcia zechce te buteleczki dla Barbie. Etykieta na dżemie trochę się uszkodziła, kiedy zdejmowałam folię. To moja wina. No cóż, zrobię nową, bardziej swojską i już. Najbardziej w tym zestawie zauroczyły mnie otwierania puszek :)

Kupiłam jeszcze coś. I wcale nie chodzi o jabłuszka i papryczki ale o pojemniczki. Wiem, że już takie wytłoczki widziałam, ale nie mam pojęcia gdzie? Pomyślałam, że jak kupię i będę na nie codziennie spoglądać, to może sobie przypomnę, albo coś wymyślę. Chyba, że któraś z Was ma pomysł z czego są zrobione te pojemniczki? Chodzą mi po głowie jakieś gumy do żucia, ale też wiem, że ostatnio jakieś tabletki na gardło były w takich prostokątnych drażetkach...





Muszę przyznać, że papryczki mają śliczny kształt a jabłuszka są bardzo naturalistycznie pomalowane (to chyba suche pastele).  Popróbuję, bo bardzo mi się to podoba.

wtorek, 24 lipca 2012

Thonet

Lato w pełni, a ja korzystam z przyjemności z nim związanych, dlatego nieco zaniedbuję tworzenie mojego miniaturowego świata. Nie zaniedbuję za to codziennego zaglądania i podpatrywania innych blogów. Dzięki temu udało mi się dogadać z Gosią i dziś otrzymałam moje upragnione krzesełko. Do krzesełka Małgosia dołączyła talerz z pysznym krasnoludkowym obiadkiem. Dziękuję bardzo!




Tak jak przypuszczałam, krzesełko idealnie pasuje do mojej maszyny:




Nie pozostaje nic innego, tylko odtańczyć jakiś indiański taniec w intencji deszczu, abym mogła więcej czasu poświęcić miniaturkom.

wtorek, 10 lipca 2012

Ogórki kiszone

Lato w pełni. Słońce niemiłosiernie zalewa nas swoim żarem, a ja w tym upale zaczynam mieć smaki. Bo przecież lato to smaki i zapachy. Dla mnie lato, to min. ogórki małosolne i kiszone, i zupa ze świeżych pomidorów.
W zeszłym roku kupiłam sobie takie śliczne maleńkie zieloniutkie ogóreczki i... Pełne rozczarowanie. Ogórki nie chciały się ukisić, a na dnie zaczął zbierać się paskudny biały osad. Doczytałam w internecie, że to na pewno sprowadzane ogórki, nie przystosowane do kiszenia i do tego przenawożone. Zraziłam się i już nie kisiłam ogórków. W tym roku jednak postanowiłam dać im szansę. Kupiłam mniej zgrabne z białymi i żółtymi przebarwieniami i nie takie kształtne, ale z pewnością nasze polskie. Zobaczymy...

Ogórki kiszone

2 kg ogórków
1 1/2 - 2 główki czosnku
pęczek kopru
sól i woda

Ogórki myję dokładnie i ścinam im końcówki. Na dnie dużego słoja układam trochę kopru, a następnie warstwę ogórków. Między ogórki tu i ówdzie upycham czosnek i przekładam koprem. Na to układam kolejną warstwę ogórków, czosnku i kopru. Ogórki muszą być ciasno upchnięte. Wszystko to zalewam wodą z solą. Wcześniej zagotowuję wodę i powiedzmy na każdy litr wody daję 1 kopiastą łyżkę soli. Moja mama jednak próbuje taką wodę i mówi, że musi być wstrętnie słona aby ogórki były dobre :)




Mam nadzieję, że w tym roku się udadzą, a jeśli tak, to ciekawe czy wytrzymają do pełnego ukiszenia, bo przyznam, że ja najbardziej kocham te małosolne.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Sok malinowy

Właściwie, to wiele osób puka się po głowie i pyta po co robię soki, skoro wszystko można kupić w sklepie? Odpowiedź jest prosta i wg mnie oczywista. W dzisiejszym świecie, gdzie wszędzie panoszy się chemia, gdzie "soki" w kartonikach nawet nie stały w pobliżu prawdziwych owoców, a smaki wielu produktów są papierowe, chcę zachować odrobinę naturalności jednocześnie inwestując w zdrowie i przyszłość moich dzieci. Jest to też wyraz mojego buntu przeciw wszędobylskiej sztuczności.

Sok malinowy:

1kg malin
1 szklanka cukru

Maliny i cukier wsypuję do dużego słoja i rozgniatam. Pozostawiam owoce na ok. dwa dni w ciepłym miejscu aby puściły sok. Mogą w tym czasie lekko sfermentować, co absolutnie nie jest wadą. Następnie postępuję podobnie jak z sokiem truskawkowym. Przerzucam wszystko na lnianą ściereczkę i wyciskam sok do garnka. Sok zagotowuję, odszumowuję i szybko przelewam do czystych i wyparzonych słoiczków. Zamykam, odwracam i czekam do wystudzenia. Jeśli naleje się wrzący sok i natychmiast zamknie słoiczki, to nie trzeba już ich pasteryzować.

Z tej ilości owoców powinno powstać soku na ok. trzy małe słoiczki, co widać na poniższym zdjęciu. Oczywiście, to trochę mało soku na zimę, ale na te upały wcale nie chce mi się stać godzinami w kuchni, więc zrobię sok małymi porcjami na raty.




A propos naturalności. Wczoraj w nocy wpadł mi do mieszkania pasikonik. Dziś udało mi się go sfotografować, kiedy biedak próbował się wydostać z mieszkania. Trochę musiałam się nagimnastykować, bo gość dość szybko się przemieszczał i zdjęcia niestety nie są takie jak bym chciała.





To wspaniałe, że choć mieszkam w dużym i zanieczyszczonym mieście, mogę liczyć jeszcze na odrobinę przyrody na wyciągnięcie ręki.

niedziela, 1 lipca 2012

Give way

Gorąco... Topię się jak bałwanek na wiosnę. Aktualnie usiłuję wyrzeźbić nóżki do mojego stołu - wyspy, ale na efekty będzie trzeba jeszcze chwilę poczekać. W między czasie podglądam inne blogi i bardzo gorąco polecam blog Marii Jose: http://elrincondemaluga.blogspot.pt/

Przy okazji można wygrać cudowny prezent :)


czwartek, 21 czerwca 2012

Kuchnia cd.

Pierwszy etap moich mebelków kuchennych jest ukończony. Niestety zabrakło mi balsy i górne szafki wraz z lodówką muszą jeszcze poczekać. Wszystkie szafki i szufladki są otwierane i gotowe na umieszczenie w nich rozmaitych akcesoriów.



Zlew, który zamontowałam w blacie pochodzi z kolekcji "Dom lalek". Nie pasują mi tu te srebrne krany. Zastanawiam się czy powinny być złote czy takie jak gałeczki w drzwiczkach - czarne z prześwitami, jakby przetartymi od używania. Liczę na podpowiedzi.

Dokupiłam sobie krzesełka, ale pokażę je nieco później, ponieważ rozładowały mi się baterie w aparacie.

Nie pozostaje mi nic innego jak dorobić ściany i podłogę. Na razie moja kuchnia będzie egzystować jako room box.


A oto moje krzesełka. Waham się między dorobieniem do nich stołu albo wyspy, na której tak naprawdę byłby blat roboczy. Jak sądzicie?

czwartek, 14 czerwca 2012

Kuchnia

Kiedyś już wspomniałam, że planuję zrobić kuchnię do mojego nieistniejącego jeszcze domku, i że to będzie kuchnia w stylu prowansalskim. Dość mozolnie posuwają się prace nad mebelkami, ale dziś już mogę pokazać jaką mam koncepcję. Oczywiście, jeszcze końca pracy nie widać, ale jeśli ktoś miałby jakieś twórcze uwagi, to bardzo chętnie poczytam.


Poszczególne szafeczki są posklejanie, ale wzajemnie łączy je tylko blat. Brakuje jeszcze szuflad, listw ozdobnych i oczywiście szafek wiszących, a także obudowa okapu jeszcze nie jest ukończona. Zastanawiam się z czego zrobić uchwyty i czy na pewno muszą to być gałki? Lodówkę również mam w planach, ale jeszcze jej dokładnie nie przemyślałam. Zastanawiam się też, czy zrobić stół, czy może wyspę?

środa, 13 czerwca 2012

Likier truskawkowy

Dziś usłyszałam, że truskawki właściwie się już kończą, więc tym prędzej postanowiłam zrobić mój ulubiony likier truskawkowy. Pierwszy raz go spróbowałam jakieś piętnaście lat temu, przy okazji imienin u mojej szwagierki. Kolejnego roku chciałam zrobić taki likier, ale coś nie wyszło i zamiast cudownej ambrozji miałam tylko gruby kożuch pleśni. Nie pamiętam już, co wtedy zrobiłam źle, ale zniechęciłam się na kilka ładnych lat do robienia jakichkolwiek nalewek. W zeszłym roku jednak postanowiłam jeszcze raz spróbować swoich sił i... udało się! To było to.

Likier truskawkowy

1,2 kg truskawek
1 kg cukru
1 l rumu

Z truskawek należy usunąć szypułki, umyć i osuszyć. Podzielić owoce np. na trzy części, a cukier na cztery części i naprzemiennie, zaczynając od cukru przesypać wszystko do słoja. Następnie należy powoli wlać alkohol. Słój trzeba szczelnie zamknąć i odstawić w ciemne miejsce na trzy miesiące. Od czasu do czasu należy wstrząsnąć słojem. We wrześniu filtrujemy alkohol i rozlewamy do butelek.

Likier ten można również zrobić na brandy lub na wódce, ale najbardziej aromatyczny jest właśnie na rumie. Ja przed filtrowaniem polecam najpierw spróbować likieru i ewentualnie wzmocnić go do smaku spirytusem.
Smacznego :)


Po kilku godzinach mniej więcej tak wyglądają owoce w słoju. Widać, że muszę dodać alkoholu, żeby owoce były całkiem zakryte.

sobota, 9 czerwca 2012

Truskawki

Soczyste, pachnące, słodkie... Kocham truskawki! Z okazji rozpoczęcia sezonu postanowiłam zrobić może mało ambitną, ale niemożliwą do zaniedbania miniaturkę. Niedługo ukończę moje mebelki do kuchni, więc będę miała z czego piec ciasta i robić przetwory ;)


A skoro już mowa o przetworach, to zrobiłam dla mojej córeczki sok truskawkowy. Taki sok polecam wszystkim małym i dużym dziewczynkom, bo zachowuje cudowny zapach i naturalny smak. Ponieważ obróbkę termiczną ograniczyłam do minimum, mój sok nie traci również witamin.


Sok truskawkowy robię tak:

1 kg truskawek
1 szklanka cukru
1 szklanka wody

Z truskawek usuwam szypułki i oczywiście płuczę je pod bieżącą wodą. Blenderem rozdrabniam owoce i przekładam na lnianą, czystą ściereczkę, a następnie ręcznie wyciskam do garnka. Cukier rozpuszczam w ciepłej, przegotowanej wodzie i dolewam do garnka z sokiem.



Sok zagotowuję(!) i natychmiast po odszumowaniu, przelewam do wyparzonych, ciepłych słoików. Słoiczki odwracam do góry dnem aby się dobrze zamknęły.

Jeśli ktoś chce pasteryzować słoiczki, to oczywiście może, ale z doświadczenia wiem, że moja metoda jest wystarczająca do przechowania soku w jasnym i ciepłym miejscu przez najbliższy rok, o ile oczywiście nie zostanie wcześniej wypity. Sposób przygotowania soku przeze mnie jest może archaiczny, ale szczerze polecam, bo sok jest bez porównania lepszy od tych przygotowanych w parowarach.


Smacznego!



niedziela, 3 czerwca 2012

***

Buszując po necie znalazłam miniaturowe klatki dla ptaków. Tak, taka właśnie pasowałaby do mojego domku, a po za tym sama w sobie jest fajną ozdobą.



Do takiej klatki pasuje duża papuga. Absolutnie nie chcę ary, ale taka kakadu albo nimfa czemu by nie? Niestety ulepienie ptaka z FIMO przerosło mnie. Na razie jeszcze się nie poddałam, ale efekt jaki chciałabym uzyskać jest daleki od tego, który obecnie widać.


Cały czas się zastanawiam jak uzyskać efekt piór i jak ją podmalować. Może ktoś mi coś podpowie?

Jak wspomniałam w poprzednim poście, marzą mi się obecnie kuchenne miniaturki. Zaprojektowałam sobie kuchnię w stylu prowansalskim i sukcesywnie działam w tym kierunku. W tej chwili mam wykończoną jedynie kuchenkę, która ma być wbudowana w blat. Oczywiście drzwiczki się otwierają, a zamontowałam je na zawiasach zrobionych z drucików.



czwartek, 31 maja 2012

Maszyna do szycia

Długo mnie nie było. Fakt. Jednak nie znaczy to, że w tym czasie nic nie robiłam. Trochę się nazbierało, ale zacznę od początku chronologicznie.

Nie lubię szyć. Jest to jedna z tych czynności, które muszą nabrać "mocy urzędowej" nim zabiorę się do pracy. Jednak moja niechęć do szycia ma się nijak do chęci posiadania miniaturowej maszyny retro. Tak, tak, kupiłam sobie taką maleńką maszynę. Może jeszcze nie jest to taka całkiem upragniona maszyna, ale na ten czas całkowicie zaspokaja moje potrzeby.


Skoro już posiadam maszynę w skali 1:12, to pasowałoby zacząć działać w sprawie domku. Co prawda jeszcze nie mam dokładnie przemyślanego projektu ale wiem na pewno, że będzie się w nim znajdował pokój do szycia. Zatem zaczęłam kleić i lepić, w efekcie czego powstały takie miniaturki:


Regał zrobiłam z tektury. Wzorowałam się (dość luźno) na meblach z IKEA. Nie jestem do końca usatysfakcjonowana i prawdopodobnie zmienię górkę na jakąś efektowniejszą. Koszyczek robótkowy prezentowałam już wcześniej, przy okazji domku dla mojej córeczki, więc nie mam co się nad nim rozpisywać. Manekin natomiast to przeróbka stojaka na biżuterię. Kupiłam to cudo za jakieś 12 zł ok. rok temu i tak sobie stał. Po dokładnym zmierzeniu okazało się, że po niewielkich przeróbkach uda się go dopasować do skali. Skróciłam nóżkę, obrałam z sukienki i poprawiłam proporcje przy pomocy FIMO, a na końcu oczywiście pomalowałam.

To jeszcze oczywiście nie jest ukończony projekt, ale zajęłam się czymś innym. Muszę się przyznać, że zżera mnie zazdrość, kiedy oglądam cudeńka na blogach. W tej chwili najbardziej zazdroszczę cudownych ciast, ciasteczek, tart, serwisów, łyżeczek, pojemniczków, przetworów i innych ślicznych maleństw. Cóż zrobić? Trzeba zmajstrować mini kuchnię...

środa, 7 marca 2012

Kredens

Przeglądam tyle różnych fajnych blogów i co rusz napotykam coś pięknego. Najzwyczajniej w świecie zazdroszczę tych wymuskanych i wycackanych domków pełnych najróżniejszych mebelków i dekoracji zrobionych własnymi rękami. Wiem, wiem, ja na razie bawię się Leśną Rodzinką, ale coraz bardziej we mnie wzbiera chęć budowy mojego własnego miniaturowego domku.

Fajnie byłoby mieć taki kredens...
http://lovejoybears.blogspot.com/2012/01/my-first-giveaway.html


Na pewno nie załapię się na tę zabawę ale co mi szkodzi :)

niedziela, 4 marca 2012

Jajo

Muszę się wytłumaczyć. W poszukiwaniu wiosennych inspiracji trafiłam kilka dni temu na fajną zabawę zorganizowaną przez haftujące dziewczyny. Dziewczyny wspólnie wyszywają krzyżykami cudne jaja wielkanocne wg wzoru Renato Parolin. Wzór wygląda tak:



Oczywiście pozazdrościłam im. Co prawda ja sama nie dołączyłam się do zabawy, bo nie wiem jak mi się uda zorganizować czas, ale jajo zaczęłam wyszywać. Gdyby ktoś chciał dołączyć albo przynajmniej podglądnąć, to podaję adres: http://salwielkanocny.blogspot.com/

Na ten czas moje jajko wygląda tak:



Oczywiście nie zapominam o moich Sylvanianach i miniaturkach, które chciałabym zrobić, ale przez to jajo będę z pewnością mniej zaglądać na blogi. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone ;)

wtorek, 28 lutego 2012

Hiacynt

W akcie rozpaczliwego oczekiwania na wiosnę kupiłam sobie hiacynta. Tak patrzyłam na niego i myślałam sobie jakby tu zrobić jego miniaturkę? No i zrobiłam :)



Teraz tylko muszę znaleźć dla niego miejsce w Marysi domku.






Jak wyszedł, tak wyszedł ale i tak jestem z niego dumna.

Tapetowanie

Mama Zosia i Marysia postanowiły nadać myszce imię Ania. Ania z Sylvanianowego wzgórza - czyż nie ładnie brzmi? Ania rosła jak na drożdżach i pan Tadzio zrobił jej łóżeczko. Prawdziwe łóżeczko z kolumienkami i kuleczkami na zakończeniach. Do tego tak ładnie je pomalował. Myszce na pewno będzie się w nim wygodnie i słodko spało. 
Zima trzymała mrozem za uszy. Wszyscy już tęsknili za wiosną. Pewnie dlatego szukając jakiegoś ciepłego kąta przyplątał się do Marysi mały rudy kotek. Po prostu któregoś razu prędziutko wbiegł przez właśnie uchylające się drzwi do domku. Wpadł, miałknął cieniutkim głosikiem i pobiegł na pięterko. Taak, dobrze trafił. Zgrabnym skokiem znalazł się na fotelu, zwinął w kłębuszek i zasnął.



Remont w domu miał się rozpocząć dopiero wiosną, kiedy Słonko będzie już swoimi promykami budzić roślinki z zimowego snu. Jednak fakt, iż w domu pojawiło się dziecko zdopingował wszystkich do pracy. Na początku położono w kuchni kafelki i tapetę. Wszyscy świetnie się przy tym bawili. Marysia wkrótce przy pomocy mamy uszyje nowe firaneczki do kuchni. Pan Tadzio niestety się rozchorował i pokoik na pięterku będzie musiał jeszcze chwilę poczekać na nową tapetę.








Papier przykleiłam zwykłym klejem do drewna. Spodziewałam się, że może być trudno, bo taki klej absolutnie nie nadaje się do tapetowania, ale dopiero po wyklejeniu domku stwierdziłam, że trzeba było kleić krochmalem. Cóż, pięterko będę kleić na krochmalu właśnie.

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki

Marysia miała dziś obchodzić walentynki ale... nie zdążyłam.

W oczekiwaniu na FIMO zamówione na Allegro, zaczęłam dłubać z modeliny, którą miałam w domu. Niestety, biała dostała chyba nóżek i wyszła, więc kolory z jakich mogłam lepić były mocno ograniczone. Efektem mojej pracy stało się to:


Na fotce widać również kartkę walentynkową i foremkę do serduszek, które przykleiłam na giga muffinkach. Modelinki czekają na wypieczenie i polakierowanie jakimś nabłyszczaczem, ale to dopiero jak dostanę przesyłkę i zrobię więcej modelinowego jedzonka.

Dla zainteresowanych, foremkę zrobiłam z paseczka wyciętego z aluminium w jakim są tealighty.

Mam nadzieję, że to pierwsze podejście do modeliny nie wypadło najgorzej.

niedziela, 12 lutego 2012

Akcesoria

W poprzednim poście nie ujęłam jeszcze poduszek, które znajdują się na krzesłach w kuchni.


W sumie to banalnie proste wykonanie. Największe trudności miałam z zawiązaniem ich na krzesełku. Rozmiar wstążeczek jest trochę za duży jak dla Sylvanian, ale skoro jest to zabawka dla mojej córki, to nie będę cudować.
Kiedyś zrobię prawdziwy domek. Na razie wprawiam się na tym zabawkowym :D

Zrobiłam też zimowe ubranka dla chomiczków. W końcu jeszcze jest zima.



Więcej ciepłych ubranek jak płaszczyki czy kurteczki zrobię pewnie dopiero jesienią. Teraz marzy mi się już wiosna.

Zaczęłam robić drobne elementy do domku w postaci serwetek. Przyznam, że jest to spore wyzwanie. Zastanawiam się nad zrobieniem czegoś bardziej wyrafinowanego, ale do tego będę chyba musiała użyć zwykłych nici maszynowych i szydełka pończoszanego oraz lupy. Zobaczymy...



Zrobiłam też dla Marysi koszyczek na robótki, ale nie eksponowałam go dotąd, ponieważ brakuje do niego "wkładu", a sam koszyczek mnie nie satysfakcjonuje, bo jest za duży. Ten, który zrobiłam bardziej pasuje dla skali 1:12.






Chciałabym też trochę pobawić się FIMO. Przyznam, że w tej dziedzinie raczkuję więc będę musiała sporo pobuszować po necie, aby znaleźć różne triki i sposobiki na miniaturki.

piątek, 10 lutego 2012

Nowe mebelki i akcesoria

Jak zapewne zauważyliście do domku przybyło kilka nowych przedmiotów, zarówno oryginalnych jak i innych. Zacznę może od tych oryginalnych z serii Sylvanian Families.


Lodówka - #2202 Mother & Fridge







Lodówka jest cudna. Jak chyba większość przedmiotów dla Sylvanian, jest zrobiona w stylu retro. Zawiera sporo akcesoriów, które mniej lub bardziej są niezbędne w kuchni. Do lodówki możemy schować:
- dwie wody mineralne
- mleko
- masło
- ser
- pudding
- 2 ogórki
- 2 pomidory
- 2 cytryny
- 2 grzybki
- marchew
- sałatę
Ponadto w zamrażalniku schowamy:
- pojemnik na lód do napojów
- 2 opakowania lodów.
Zestaw zawiera również dorosłą czekoladową króliczkę. Producent dokładnie przemyślał ten produkt, pasujący, lub raczej wręcz niezbędny w podstawowym domku Marysi. Jestem bardzo zadowolona z kupna lodówki i uważam, że jest wart swojej ceny. 

Kredens - #2937 Kitchen Cabinet




To również jest wspaniały mebelek. Oglądając jego zdjęcia w sklepie nim jeszcze kupiłam nie przypuszczałam, że tak bardzo będzie mi się podobał realnie.
Oczywiście drzwiczki są otwierane, przy czym te górne "oszklono". Całość wykonana z wysokogatunkowego plastiku bez niedoróbek. W skład tego kompletu wchodzą również fajne akcesoria:
- 2 talerzyki deserowe
- 2 filiżanki na spodeczkach
- dzbanek na herbatę
- koszyczek
- szklany słój
- koronkowy bieżnik
- 2 opakowania herbaty
- 2 opakowania ciasteczek

Tu mam kilka uwag. Nie satysfakcjonuje mnie serwetka, która jest zwyczajnym kawałeczkiem koronkowej tasiemki, rozumiem jednak, że to najtańsza opcja dopełnienia kredensu przez producenta. Serwetka rzeczywiście jest jak już wspomniałam dopełnieniem, który dodaje ciepła i domowego charakteru. Z resztą w takich babcinych kredensach było dużo szydełkowych serwetek, serweteczek i tasiemek którymi ozdabiało się półki. Kto umie i ma cierpliwość na pewno sam sobie zrobi śliczną serwetę zamiast tej koronki. Druga rzecz, która mnie nieco denerwuje to pudełka imitujące herbatę i ciasteczka. Zrobione są z bardzo cieniutkiego papieru, który łatwo jest zgnieść. Zabawka jest przewidziana dla dzieci, a dzieci nie mają jeszcze takiej delikatności jak dorośli. Szkoda, że producent nie dodał prostych plastikowych klocków, które można by okleić naklejkami tak jak to miało miejsce w przypadku sera i masła dodanych do lodówki.
Mimo wszystko uważam, że również ten mebelek był bardzo trafnym zakupem, również wartym swojej ceny.

Krzesełko do karmienia - #2928 Baby Highchair







Krzesełko, to nic nadzwyczajnego. Ot takie małe proste siedzonko dla maluszka. Tak jak w prawdziwym i tu zdejmuje się tackę. W zestawie znajdują się maleńkie akcesoria do karmienia dzidziusia, czyli:
- talerzyk z przegródkami
- łyżeczka
- kubeczek
Jeśli w domku ma znajdować się niemowlak, to z pewnością krzesełko się przyda.

Zestaw, który w pierwszym moim poście prezentowałam w już zmienionej przeze mnie wersji to City Mouse Baby #3403. Zestawik
Nie będę się powtarzać ze zdjęciami ale muszę pokazać to, co mnie rozłożyło na łopatki.






Taaaak, to oczywiście maleńka buteleczka ze smoczkiem. Muszę przyznać, że fajna jest, choć to również niby nic nadzwyczajnego. Natomiast ubranka dla osesków i pościel mi się nie podobają, więc natychmiast uszyłam sukienkę, oraz bieliznę pościelową.

W moim domku znajdują się również taborecik i radyjko.





Taborecik, pochodzi z zestawu figurek Harry Potter. Rozmiarem idealnie pasuje dla Sylvanian. Radyjko natomiast to jakiś element jajka niespodzianki, popularnej Kinderki. Myślę, że póki co może być.
O mosiężnych miniaturkach, które pojawiły się w domku napiszę całkiem odrębnego posta, ponieważ mam ich trochę i będę chciała je wszystkie zaprezentować.
Mam w domku również dywanik, który traktuję trochę po macoszemu.



Dywanik, to nic innego jak wyszyty krzyżykami kawałek szmatki. Wybrałam taki wzór, ponieważ na Allegro widziałam papier o zbliżonym wzorze i kolorach, którym potencjalnie wytapetuję poddasze w domku. Myślę jednak o dywaniku w bardziej pasujący wzór do tego "babcinego" stylu, czyli jakieś kwiatki itp.


Na łóżku Marysi w którymś momencie pojawiła się kapa i wałek.



Myślę o zrobieniu drugiego kompletu, więc wtedy zatrzymam się przy tym temacie na dłużej.



O samym domku Marysi, czyli zestawie #2783 Starter House Set nie będę się chyba rozpisywać, bo w internecie znajduje się masa zdjęć i opisów dokładnie prezentujących powyższy zestaw. Z mojej strony dodam tylko, że jest to bardzo, ale to bardzo trafny zestaw na rozpoczęcie kolekcjonowania serii, jak również wystarczy do zabawy dla małej dziewczynki na jakiś czas. Mebelki dodane do zestawu w pełni usatysfakcjonują małą damę i na pewno zapewnią jej wiele godzin zabawy. Polecam.