niedziela, 29 stycznia 2012

Pościel

Wczoraj uszyłam Marysi pościel. Oczywiście taką w babcinym stylu.


Prześcieradło zyskało obowiązkową falbanę. Aby falbana nie sterczała na boki najpierw ją zaprasowałam delikatnie, następnie spryskałam lakierem do włosów i podsuszyłam suszarką. Wygląda dość naturalnie.


Aby prześcieradło (prześcieradło, to jednocześnie materacyk) nie przesuwało się, doszyłam w rogach małe gumeczki i zahaczyłam je o nogi łóżka.


Teraz zastanawiam się jaka powinna być kapa przykrywająca łóżko. Waham się między pikowaną narzutą, a taką robioną na szydełku. A może zrobię dwie?

sobota, 28 stycznia 2012

Porządki

Marysia wstała skoro świt i natychmiast zabrała się za sprzątanie. Zdjęła pożółkłe firanki, umyła okna i wyszorowała podłogę. Na sam koniec zostawiła sobie odczyszczenie pięknych mosiężnych pucharów, z których jako dziewczynka piła pachnącą lipową herbatkę z miodem. Babcia Matylda była bardzo skromną królicą, więc i w jej domku znajdowały się tylko najbardziej niezbędne do życia sprzęty. Nie miała nawet elektrycznego oświetlenia. Olbrzymi kandelabr wystarczał jej na długie zimowe wieczory. Tak przyjemnie przecież było patrzeć na wesoło tańczące płomyki świec. Marysia pomyślała, że jeszcze dużo zmian musi tu wprowadzić aby trochę unowocześnić swój nowy dom.



piątek, 27 stycznia 2012

Nowy rozdział

Mała Marysia mieszkała z mamą na skraju Wielkiej Łąki. Pewnego dnia do ich domku zawitał mecenas Protazy, który poinformował króliczki, że sprawy spadkowe po babci Matyldzie wreszcie zostały uregulowane. Tak oto Marysia odziedziczyła po babci mały dom za Wzgórzem i wszystko co się w nim znajdowało. Jako, że Marysia była już prawie dorosła, postanowiła niezwłocznie zaopiekować się babcinym domkiem. Spakowała mały węzełek i wyruszyła w podróż następnego dnia, jak tylko Słoneczko zaczęło rozprostowywać swoje promyki. Wędrowała samotnie calutki dzień. Pod wieczór, kiedy Słońce już było bardzo zmęczone i zaczęło rozglądać się za jakąś mięciutką i wygodną chmurką, Marysia wreszcie ujrzała czerwony dach domku babci Matyldy. Teraz już jej domku. Ach, jak dawno tu nie była! Nagle poczuła jak jej serce zalewa ogromna radość i jednocześnie gorzki żal. Nie miała jednak siły na zastanawianie się nad swoimi uczuciami. Szybko otworzyła drzwi, rzuciła tobołek na drewnianą podłogę i poszła spać. Nim jednak sen otulił ją swoimi ramionami, zdążyła pomyśleć, że właśnie wkroczyła w całkiem nowy rozdział swojego życia...

środa, 25 stycznia 2012

Zaczynamy

Kiedy miałam cztery lata, Mikołaj z wielkim mozołem przytachał w nocy do mojego pokoju domek dla lalek. Ach, co to był za domek! Miał prawdziwą kuchnię ze zlewem (krany można było przekręcać), maleńkie, świecące lampy i okno z pleksi otwierane małą klameczką... To był początek mojej wielkiej miłości do miniaturowego świata.


Dziś po moim domku zostało jedynie wspomnienie. Chciałabym jednak aby moja mała córeczka również kiedyś miała podobne albo jeszcze piękniejsze wspomnienia. Mimo, że jeszcze jest za mała na takie zabawki postanowiłam zawczasu rozglądnąć się w temacie. Oglądnęłam wiele gotowych domków ale jakoś żaden nie zachwycił mnie szczególnie, do póki nie trafiłam na serię Sylvanian Families. To było to! I co zrobiłam? Oczywiście kupiłam pierwsze dwa zestawy po promocyjnej cenie w jednym z internetowych sklepów, a następnie na aukcji wylicytowałam rodzinkę i podstawowy domek. Czekam z niecierpliwością na przesyłki, abym wreszcie mogła zacząć urządzać, szyć i kleić.

Na dzień dzisiejszy uszyłam jedynie sukienkę, pościel i rożek dla mysiego niemowlaka.